sobota, 4 października 2014
Trening skokowy z Ruską
WHK Cedryka
Ruska & Sheila
Mila & *Out and About
- Cooo robisz? - zapytałam rezolutnie, widząc Milkę gapiącą się na kartkę przytwierdzoną do drzwi lodówki. Wypisano tam imiona cedrykowych koni.
- Chcę pojeździć. Na koniu. I chcę skakać!
- No dobra, ja przyjechałam z Sheilą, więc mozemy sobie trochę pokicać.
- To ja wezmę Abouta. Moze się jakoś będzie zachowywac... - westchnęła, a potem nagle zacisnęła dłonie w pięści. - A po południu rozprawimy się z krasnalami!
- Ok.
Dziarskim krokiem ruszyłyśmy do stajni, kilka koni zarzało na nasz widok, inne jedynie rzuciły na nas okiem i wróciły do wcinania sianokiszonki. Boks Shi znajdował się blizej, więc zatrzyłam się, a Mi poszła dalej.
- Kochana, poskaczemy sobie, zgoda? - Pogłaskałam ją po czole. Nie odpowiedziała, co uznałam za dobry znak, bo to oznaczało, ze nie było ze mną jeszcze tak źle.
- Ruuus?! - Usłyszałam Milę.
- Cooo?!
- Nie rozmawiaj z koniem, tylko się pospiesz...
Wywróciłam oczami i raz dwa udałam się do siodlarni. Zabrałam stamtąd swój sprzęt i szczotki.
- Out juz gotowy, a jak Shi?
- Tylko podepne popręg i mozemy ruszać :)
- Ocho! Ale leje! Przykryjmy siodła i szybko na halę!
Pobiegłyśmy do siodlarni po pierwsze lepsze nakrycia na siodła. Migiem zarzuciłyśmy na grzbiety naszych rumaków, zarzuciłyśmy kaptury na nasze głowy, poprawiłyśmy wodze, które trzymałyśmy i pobiegłyśmy z końmi na halę :)
Wręczyłam Abouta Rusce i poszłam zamknąć halę.
- Teraz deszcz nie będzie nam przeszkadzał :3
Wsiadłyśmy na koniska i ruszyłyśmy stępem obok siebie. Shi ciekawsko obwąchała swojego towarzysza i po krótkim czasie stwierdziła, ze w sumie to go lubi. Musiałam sobie skrócić puśliska o jedną dziurkę. Między naszymi wierzchowcami zachowałyśmy jakieś dwa metry odstępu.
- Wiesz co... - zaczęłam.
- No co?
- Zapomniałyśmy poprosić kogoś o ustawienie przeszkód.
-Rusiaaaak! Wiesz przeciez, ze jestem zakręcona! Trzeba było nam przypomnieć!!!
- Ale ja sama mam sklerozę... - mruknęłam smutno.
- A no tak zapomniałam xDD To co teraz zrobimy?
- Ja nie schodzę z konia i koniec kropka - wytknęłam język - więc albo się trochę pomęczysz, albo kogoś spróbujemy zawołać.
-A moze by tak znowu pomęczyć Trevora??? Ale gdzie on jest... Hmmm...
- Powinnam się była zrewanzować i mu zainstalować jakiś system namierzający...
- Hahaha! No to pojedźmy po niego! Ugh zapomnialam ze leje...
- Podjedźmy do drzwi na na trzy cztery krzyczymy "Treeeevoooor!!!".
-Mi pasi ;) No to naprzód!
Ruszyłyśmy raźnym kłusem i po kilkunastu metrach zatrzymałyśmy się przy sporych wrotach. Jakoś udało nam sie je otworzyć. Padało jeszcze mocniej...
- No to co? Raz, dwa, trzy!
- Treeeeeevoooor!
- Treeeeeeevoooooor!
Byłam pewna, ze słyszeli nas wszyscy ludzie w promieniu 10 kilometrów. No i oczywiście wszystkie konie na pewno się spłoszyły :D
- OOO patrz! Idzie!!!- krzyknęłam radośnie :)
- Jest dobrze. Nie trzeba zsiadać. A tak w ogóle to te skoczki miałyby być takie małe, co nie? Bo powiem szczerze, ze mam lenia.
-Ja tez przez ten deszcz i te poranne zbieranie grzybów, więc taki mały parkurek wystarczy ;)
- Taaak, zbieranie grzybów... Dobra, ruszmy się trochę, bo sterczymy tu jak widły w gnoju - powiedziałam i razem z Shi ruszyłam przed siebie. Klaczka miała dziś sobry nastrój i bez oporów przyspieszyła do kłusa. Mila i Out po chwili do nas dołączyli i tak sobie truchtałyśmy jakiś czas.
- Powiedz swojemu stajennemu jaką masz wizję parkuru, a ja sobie zacznę woltki kręcić, dobra?
- Hmmm... Tak szczerze to jeszcze o tym nie myślałam, ale moze coś wymyślę na poczekaniu :)
- Trevor! Chodź tu!
- Słucham ciebie!
I tak zaczęłam ględzić Trevorovi i tłumaczyć mu jak mają być ustawione przeszkody, karcąc go za zły ruch. Tak na poczekaniu wymysliłam oksera, stacjonatki i koperty :) Ślicznie to wyglądało!
Tymczasem Sheila zaczęła machać głową, uspokojenie jej zajęło mi chwilę. Pilnowałam szybkiego tempa, aby zajęła się jego utrzymaniem. W kazdym narozniku robiłam woltę o średnicy około 15 metrów. Klacz skupiła się na sygnałach, które jej wysyłałam i przestała wariować.
- Ruska gotowe! Rozgrzejmy troszkę konie.
Powoli dołączyłam z Outem do Ruski. Nadrobiłam kilka wolt w szybkim kłusiku. Koniś spisał się doskonale :) Starałam się jak najmniej uzywać wodzy na tych ćwiczeniach i przekazywać Aboutowi sygnały przez łydkę.
Zerknęłam na parkur, wyglądał idealnie, więc mogłam się całkowicie skoncentrować na koniu. Jeździłyśmy sobie między przeszkodami, wyginając się na ciaśniejszych zakrętach. Po drodze były kolejne wolty róznej wielkości. Shi porządnie się juz rozbudziła, a utrzymanie jej wymagało sporo cierpliwości.
- Jak tam u ciebie? - zapytałam, kiedy przejezdzałyśmy obok siebie.
- A dobrze :) koniuch się jak na razie spisuje :) Co powiesz na troszkę galopu dookoła?- zapytałam, ciągle się uśmiechając.
- Galop zawsze.
Ustawiłam sobie Shi przed zakrętem i potem mocniej ścisnęłam ją łydkami. Nie musiałam powtarzać dwa razy, bo siwa wystrzeliła przed siebie jak z procy. Dałam jej chwilę na rozluźnienie, bo wiedziałam, ze i tak nie udałoby mi sie jej zatrzymać. Potem zwolniłam do kłusa i zagalopowałam raz jeszcze. Tym razem wyglądało to spokojniej.
- Dalej kochany!
Out czekał tylko na ten znak. Bardzo się cieszył:) Zostaliśmy troszkę z tyłu jednak zaraz szybko dogoniłam Ruskę i Shi.
- Kurczę Otto!
Kilka baranków poleciało ze szczęścia. Dawno pode mną nie jeździł :) Na szczęście byłam na nie przygotowana i nie spadłam, ani nie straciłam równowagi. Out zwolnił troszkę do kłusa jednak silniejsza łydka znowu wprawiła go w lekki galopik.
- Jakie szczęśliwe! - zawołałam, widząc, co pokazywał Out. Sheila chyba chciała wziąć z niego przykład, coś tak dziwnie szła. Szybko skorygowałam to zachowanie i wydawało mi się, ze jest ok. Przejechałyśmy tak jakieś dwa okrązenia, a potem zmieniłyśmy kierunek poprzez przekątną z lotną zmianą nogi. Obydwa koniska nie miały z tym problemów.
Poklepałam siwą po szyi i nie tracąc koncentracji lekko stuknęłam ją łydkami. Ozywiła się i postawiła uszy. Dosłownie sekundę później znowu wystrzeliła i dała w długą. Nie miałam siły zeby się z nią szarpać. Odczekałam chwilę i zwolniłam do kłusa, a zaraz później całkiem ją zatrzymałam. Nie była zadowolona, ale musiała odczekać przynajmniej 5 sekund. Badawczo popatrzyłam na jej uszy. Wyglądała na spokojną, więc ruszyłam kłusem ze stój. Potem stwierziłam, ze w sumie to mozemy poćwiczyć te przejścia. Milka tez przystała na ten pomysł. Zrobiłyśmy spory odstęp, aby nie wchodzić sobie w drogę. Zatrzymywałyśmy się do stój z kłusa i stępa, ruszałyśmy kłusikiem i galopem ze stój i tak dalej... Po kilku minutach wróciłyśmy do bardziej relaksacyjnej jazdy. Truchtałyśmy sobie po pierwszym śladzie dla odpręzenia. W końcu zdecydowałyśmy, ze czas na skoki.
- To ja pojadę pierwsza. Stacjonata, a potem dwa krzyzaczki - powiedziała Mila.
Wszytskie przeszkody były bardzo niskie, największa miała jakieś 50 cm.
About posłusznie zagalopował i zrobiła ładny najazd. Widać, ze miał mnóstwo energii, bo jego wybicie było bardzo silne. Szybko wylądował i popędził dalej. Krzyzaki nie stanowiły dla niego zadnego problemu.
Widząc, ze skończyli - zagalopowałam. Tak jak się spodziewałam Shi napaliła się na tę stacjonatę i ledwo ją przytrzymałam.
- Shi! To nie są trzymetrowe oksery, opanuj się trochę! - wymruczałam niezadowolona i skierowałam konia na pierwszą kopertę. Było lepiej. Druga tak samo.
Pogłaskałam ją po łopatce i westchnęłam.
- Przeciez nie mozna skakać normalnie, nie?
- Byłoby nudno! - Milka parsknęła śmiechem. Powolutku kłusowałyśmy obok siebie, czekając, az szanowny Trevor podwyzszy nam belki. Kiedy sie w końcu chłopak wyrobił - Mila rozejrzała się po parkurze.
- To moze krzyzak, stacjonata, krzyzak, okser, stacjonata, stacjonata? Tam od drzwi i potem...
- No wiem, wiem. Dobra, jestem za. Jedziesz pierwsza?
- No mogę. Patrzcie i uczcie się!
Zaśmiałam się pod nosem, ale szybko zamknęłam się pod wpływem jej piorunującego spojrzenia.
Ruszyłam spod wyznaczonego miejsca wprost na krzyzaka. i dopiero wtedy poczułąm jaką mój koń ma moc w zadzie. Doskonale i miękko wylądował po przeszkodzie. Wspaniale jest mieć takiego konia w swojej stajni :)To najwyzsza tutaj stacjonata. Ma az 50 cm [hoho xD] . Spokojnie galopowaliśmy na następną przeszkodę. I chop! Out nigdy nie wyłamuje ;) Poklepałam wałaszka po szyji i skręciłam leko na następną kopertę. No i oczywiście About nie był by Aboutem gdyby tak niskiej przeszkody nie pokonał by poprawnie. Ok, ok . Nie jaraj się tak Mila xD to teraz okser - 65cm. Niby nisko, ale strasznie się stresowaliśmy kiedy obok stała Ruska z klaczą i się nam przyglądały. Dobra weźcie się w garść. Ugh! Niestety... Za szybko sie wybliśmy... Niestety zrzutka... Ach trudno niby niski, ale szeroki... Zabije za to Trevora... No trudno się mówi xD resztę przeszkód z petardą w zadku pokonaliśmy świetnie :D Jestem dumna z konia :)
- I jak nas oceniacie?
- Hmmm... No wiesz Mila...Gdyby nie okser to byłoby świeetnie, ale półsiad robiłaś jak na 2 metry. Haha :D
- No a teraz tak na serio? Ej na prawdę taki półsiad?? - zapytałam.
- Nie no, tylko po tej 2 stacjonacie troszkę cię wybił i się nie mogłaś ogarnąć, ale jest ok ;) Ćwiczcie, a będzie jeszcze lepiej ;)
- No to dzięki :) Oho, Sheila juz się niecierpliwi :) Powodzonka!
- Tak, powodzenia sie przyda...
Zakłusowałam, a potem w miarę płynnie przeszłam w galop. Sheila strasznie parła do przodu i w duchu dziękowałam za to, ze nie zapomniałam o grubych rękawiczkach. Pędziła az do samego wybicia. Cały skok wyszedł mocno koślawo i nie byłam z niego zadowolona, ale stacjonata poszła nam juz duzo lepiej. Klacz pozwoliła nad sobą zapanować i to było najwazniejsze. Zwolniłyśmy na zakręcie i najechałyśmy na drugiego krzyzaczka, tym razem troszkę większego. Shi chyba poplątała nogi, próbując dojechać do przeszkody z prędkością światła, ale w porę udało sie jej uratować skok. Dośc mocno puknęła kopytem w drąg i to ją zdekoncentrowało. Ledwo wyrobiła na ostrym łuku, na którego końcu stał okser. Za słabe wybicie, brak jakiejś lepszej reakcji z mojej strony...
- Eh...
Szkoda gadać. No ale zebrałyśmy się w sobie tak szybko, jak było to mozliwe. Miałyśmy chwilę do szeregu składającego sie z dwóch stacjonat. Wyhamowałam siwą i wyciszyłam ją, dzięki czemu w pełni skupiona przefrunęła najpierw nad jedną, a potem nad druga przeszkodą. Poklepałam ją, poluźniając wodze i zwalniając do kłusa.
- Coś tam się wydarzyło? Buncik? - zapytała Milka.
- Nie, nie wiem... Jestem dzisiaj do niczego i cięzko mi ją ogarnąć.
- No dobra, To Trevcio, weź ze nam chłopie ustaw jakieś konkretniejsze wysokości. Śmigniemy to i będziemy na dzisiaj kończyć, nie?
- Ok.
Stępowałyśmy sobie po całej hali, Shi rozluźniła się juz prawie całkowicie. Szła sobie na luźniej wodzy i od czasu do czasu parskała. Podobnie wyglądało to u Mili i Abouta. Wałaszek powolutku człapał sobie przed siebie - pełen relaks.
- Dobra dziewczyny, zapraszam!
Milka zaczęła entuzjastycznie machac rękoma.
- Ja pierwsza! Pierwsza!
Nie mogłam odmówić. Gniadosz posłuchał swojej właścicielki i grzecznie zakłusował. Dziewczyna chwilę go zbierała, potem zrobiła większą serpentynę i zagalopowała w narozniku. Kolejność przeszkód pozostała ta sama, ich wysokość wzrosła do 105 cm.
Wałaszek niepewnie popatrzył na oksera, ale ozywił się, gdy Milka pokierowała go na krzyzaczka. Chętnie przyspieszył i wykonał elegancki skok. No i oczywiście coś musiało pójść nie tak... Co? Wyzsze przeszkody, energia i oczywiście wielka przyjemność podczas skoku. Oczywiście to tylko myśli Abouta. Wyrwał po krzyzaku do przodu i za Chiny nie chciał zwolnić! Szybkim galopem pędził na kolejnego krzyzaczka. Kiedy zerknęłam na Ruskę dziwnie sie patrzyła. Ugh... Juz po naszym świetnym przejeździe... No ale wracając do rozpędzonego koniska. I chop z galopu! Hm... Co to było... Zbyt szybkie wybicie, zrzutka i meeega mocne wybicie po przeszkodzie. Przez to wybicie pleciałam na szyje Otta, nogi wye przeskoczyłam go bez strzemion. Po okserze mieliśmy jeszcze troszkę drogi do ciągu stacjonat. Uspokoiłam wałacha i zwolniłam do kłusa. Wiem, wiem na zawodach stracilibyśmy troszkę cennego czasu, ale to tylko zwykły trening ;) Kiedy poczułam, ze jest juz dobrze stuknęłam gniadego łydkami i na prostej przed stacjonatami weszliśmy w galop. Doskonale poszła nam pierwsza i zaraz druga. Pochwaliłam konika i zwolniłam do kłusa. Spokojne podjechałam do Ruski.
- Ooo, a fajnie sie skacze tak wysoko bez strzemion??? :D
- Weź mi nic nie mów... Gdybys ty na nim siedziała...
- Niby wałach, a potrafi popalić, co nie?
- Och... Ruska.. Sama powinnam go wykastrować? Chyba zrobiłabym to lepiej ;D
- Nie zaprzeczam ;D
- No to twoja kolej! Tylko nie wylec z siodła :P
- Postaram się .
Ruska wyprostowała klacz i ruszyła na przeszkodę.
To, ze drągi zawisły o kilkanaście centymetrów wyzej, Shi zauwazyła od razu. Czułam pod sobą wulkan energii. No, ale nic... Jedziemy! Szybkim galopem... zbyt szybkim galopem jechałyśmy na kopertę. Wyrywała mi wodze i za nic nie pozwoliła sobie na choćby delikatne zwolnienie. Przefrunęła nad drewnianymi belkami i zanim zdązyłam ją oargnąć po skoku - popędziła dalej.
- Kobyło jedna! - krzyknęłam, szarpiąc się z nią.
Sheila ostrzegawczo bryknęła i tak najechałyśmy na stacjonatę. Klacz wybiła się tak mocno, ze prawie wyleciałam z siodła i poszybowałabym grzieś na drugi koniec hali. Jej styl był zbyt agresywny. Pomyślałam, ze prędzej sobie coś zrobi, niz nauczy czegoś pozytecznego.
- Koniec! - powiedziałam do niej w bojowym nastroju. - Mozecie zrzucić wszystkie belki na ziemie?!
Trevor zabrał się do roboty, podczas gdy ja starałam się zatrzymać konia. Shi w końcu stanęła w miejscu w rogu sali, ale szybko pokazała, ze nie nalezy do koni, które szybko się poddają. Stanęła dęba. Złapałam się grzywy i pochyliłam do przodu, próbowałyśmy sobie udowodnić, która jest alfą. Zauwazyłam, ze nie ma juz czego skakać, więc kiedy tylko opuściła się na ziemie - ruszyłam galopem. Jechałyśmy po pierwszym śladzie, a ja ciągle popędzałam ją łydkami i głosem. Sheili się to spodobało, bo postawiła uszy i nawet nie próbowała swoich sztuczek. Pierwsza złość przeszła nam obu. Zwolniłam do kłusa i poklepałam ją po łopatce. Wykonałam kilka kontrolnych wolt, by ją sobie ustawić, a potem skinęłam na stajennego, który juz wiedział, ze musi z powrotem ustawić belki na stojakach. Tymczasem zaczęłam cofać Shi. Zrobiła to bez oporów, znaczy się, ze zaakceptowała mnie i zaufała.
Chwilę pokłusowałyśmy, a potem spokojnie zagalopowałyśmy. Odczuwałam wyraźną zmianę w zachowaniu klaczy, Wyciszyła się i zaczęła słuchać. W ładnym stylu przeskoczyła krzyzaka, potem równie dobrze zatakarowała stacjonatę.
- Dooobry koń... - szepnęłam.
Była delikatna i dokładna, bardzo cieszyłam się, ze w końcu zrozumiała. Nie zalezało mi dziś na szybkości, bo to główny atut Shi. Jest jednak zbyt chaotyczna i nad tym muszę pracować.
Okser wyszedł bardzo podobnie, chociaz włozyła w niego zbyt mało siły. Wiedziałam, ze jest juz zmęczona, ale zostały 3 przeszkody... Ja takze nie miałam sił.
- No dalej, księzniczko...
Cmoknęłam i dodałam mocny impuls przed szeregiem. Na szczęscie udało nam się dobrze wymierzyć odległość i energię. Klacz całkiem nieźle poradziła sobie z tym zadaniem. Duzo raźniej najechała na kopertę. Kiedy wylądowałyśmy wyklepałam ją za wszystkie czasy.
Szybko zwolniłyśmy do kłusika i tak przejchałyśmy dwa okrązenia, po czym dojechałyśmy do Milki i Abouta. Dziewczyna plotła warkoczyki na grzywie swojego wierzchowca.
- Uparta ta twoja podopieczna.
- Nooo strasznie... Ale kochana tez czasem bywa. - Uśmiechnęłam się do niej.
Ruszyłyśmy stępem na luźnych wodzach. Obydwa konie były mocne spocone i zmęczone. Jechałyśmy sobie stępikiem obok siebie, a kiedy rumaki były juz w miare suche - zsiadłyśmy.
- To co? Koniec na dzisiaj?
-Sądzę, iz tak. Jestem wykończona.
- Ja tez... Ile my tak jeździłyśmy?
- Juz ci mówię... Ooo półtora godziny ześmy się z nimi męczyły.
- No, ale nasze przytulanki się sprawdziły pomimu kilku potknięć. Jak uwazasz?
- O tak! Shi się wymęczyła i dobrze :) To kiedy znowu trenujemy?
- Hmmm... Kiedy tylko się trafi okazja!
- Mila ale musisz mi coś obiecać...
- Co takiego? Ruska, mam się bać?
- Nieee. Ale obiecaj, ze juz nigdy przed treningiem nie będziemy jechały 10 kilometrów tylko po to, aby zaraz zawrócić bo "przeciez złota moze tam nie być..."
- No dobrze, obiecuję... Nie będziemy ganiały krasnalów ;) Acha! I następnym razem kanapki bez masła!! ;D
- No i to ja rozumiem :)!
-Trevor! Juz mozesz sprzątnąć parkur ;) Dzięki Ci wielkie!
- Spoko dziewczyny ;) Ja zawsze do dyspozycji.
- No mam nadzieje ;) A ta apka ma mi zniknąć z telefonu!
- Aj tam Ruska! Daj spokój ;)Moze to dla ciebie nawet lepsze rozwiązanie?
Podczas naszych rozmów zdąrzyłyśmy rozsiodłać konie na hali bo przeciez padało... Właśnie! Deszcz!
- Ruska! Pada jeszcze?
- Chodź zobaczymy!
Podeszłyśmy z końmi do wielkich wrót cedrykowej hali i je otworzyłyśmy. Okazało się, ze przez tą godzinę wyszło słoneczko. a stajnia ozyła. Po małym wybiegu obok hali lataly 3 wesołe arabki rząc do siebie, w koło kręcili się stajenni i inni pracownicy.
- Mila! Tutaj byłaś! Nigdzie nie mogliśmy Cię znalesć! O hej Ruska!
- Cześć Matt.
- Co się stało, ze mnie koniecznie potrzebujecie?
- Dzwoniła pani weterynarz. Chce dzisiaj przyjechać zbadać tę nogę Imperii.
- Imperii? A co jej w nogę?
- Moze przyjechać dzisiaj, cały dzień jestem w stajni :)
- Okey. Idziecie teraz do stajni?
- Tak. Jest teraz strasznie ciepło więc moze jeszcze podjedziemy na myjkę, ale to juz kwestia naszego lenistwa :)
- Dobrze :) No to idźcie. Ooo widzę, ze się ostro pracowało, co Abouciak? - Matt podszedł i poklepał swojego ulubionego konika po szyji.
- Noo. Skoki były :) Mila prawie spadła!
- Tak, tak. To nie mi konik dębował ;)
- Aj chodź juz czyścić te konie!
Chwyciłyśmy końskie ogłowia i ruszyłyśmy do stajni. Wstawiłam Otta obok boksu Shi, aby mógł porozmawiać z kolezanką.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz